Eliminacje do XVII letniego Turnieju – Lektor Młodszy – artykuł: „Wirtuozeria i kontuzja”

Mecz piłkarski to istota Turnieju Bosko Cup, a w nim gol, asysta i piękne akcje. To wszystko było na eliminacjach do XVII letnich finałów Bosko Cup. Nim finały, to trzeba było rozegrać eliminacje. Najpierw miały być one w Jasienicy, ale finalnie rozegraliśmy je w Jaworzu, za co z całego serca dziękujemy Urzędowi Gminy Jaworze, za niesamowitą pomoc i wsparcie przy realizacji tej części rozgrywek. Te stały na bardzo wyjątkowym poziomie, choć wirtuozeria mieszała się z bólem i kontuzją na i poza boiskiem. Dwa obiekty: okręgi żywiecki i cieszyński grały na orliku. Zaś bielski i kęcki grały na stadionie GKS-u Czarni Jaworze. Jako pierwsi ruszyli zawodnicy na orliku, gdzie Istebna, Cięcina i Żywiec Zabłocie rywalizowały w grupie A, zaś grupę B tworzyły zespoły Pietrzykowic, Żabnicy i Jeleśni. Trzeba jasno powiedzieć, że z roli faworytów wywiązały się Istebna i Pietrzykowice wygrywając swoje grupy podkreśliły: awans był naszym obowiązkiem i z niego się wywiązaliśmy. Styl Istebnej zadowala i trzeba powiedzieć, że to co prezentowali na hali, potwierdzają na boisku. Jakby chcieli powiedzieć: to jest nasz sezon! Pietrzykowice choć zostały liderem grupy, można powiedzieć, że styl gry zostawiał wiele do życzenia. Czyżby utracili ten polot i lekkość gry, jaką prezentowali jeszcze w zeszłym sezonie? Wygrana jest, ale jednak brakuje tej iskry w grze. Jeśli jej zabraknie, może się okazać, że finały będą podobne do halowych. Więc teraz dwa tygodnie nad popracowaniem nad jakością, która musi być większa na finałach niż na eliminacjach. Bo to pokazał choćby mecz z Żabnicą: stracona bramka i remis obnażyły ich mankamenty. Chcielibyśmy oglądać Pietrzykowice konkretne i jakościowe. Bo choć eliminacyjne wyniki bronią Pietrzykowic, to jednak kiedy głębiej przyglądnąć się ich grze, to już tak kolorowo nie ma. Kolorowo i rewelacyjnie jest w Istebnej. Pierwszy mecz i lekcja dla Żywca, który jeszcze bardziej odcierpieć musi porażkę z Cięciną. Zaś ozdobą meczów na orliku była konfrontacja Cięcina – Istebna. Można by zapytać ks. Bogusława: „Jak ksiądz natchnął swoich podopiecznych, że oni zagrali tak fantastycznie w tych eliminacjach?” Bo zaczęli od wysokiego pressingu, grając krótko i intensywnie. Przez pierwsze pięć minut można powiedzieć, że Istebna nie istniała. Jakby nie potrafili wymienić kilku podań, bo doskok Cięciny był zdecydowany i agresywny; czego efektem jest strzelona w pierwszej połowie bramka przez Patryka Kumorka. Sensacyjnie 1:0, kończy się pierwsza połowa dla lektorów z parafii św. Katarzyny. Przerwa musiała być w szeregach Istebnej dość żywiołowa. Bo jeśli chcecie lektorzy z parafii Dobrego Pasterza mieć komplet punktów, to wy nie możecie grać tylko dobrze, wy musicie grać rewelacyjnie. No i rewelacja była w drugiej połowie. Istebna jakby wyszła odmieniona, wskoczyła w końcu na swój poziom, a Cięcina grała nadal swoje. No i teraz zaczął się koncert gry! Tylko w tym koncercie swoje najważniejsze kwestie zagrali kapitan Tomasz Kohut i niesamowity atut zespołu z Trójwsi Krystian Hanzel. Ta bramka, to efekt ułożenie właściwe stopy przy strzale, a to jest niesamowite. A strzał o takiej precyzji, że najlepszy krawiec nie powstydziłby się tak przyciąć materiał, by uszyć najlepszą szatę. Krystian uszył najpiękniejszy efekt: zwycięstwo i pozostawienie wrażenia, że zespół z Istebnej o TOP 4 oczywiście realnie może myśleć w letnich finałach. Tam też zapewne chciałaby się znaleźć Cięcina. Jeśli tylko utrzyma ten poziom, to naprawdę mają szanse, bo zostawili po sobie ciekawe wrażenia. Tylko chłopaki prosimy: oby na wrażeniach się nie skończyło. Co z czwartą w kwartecie Żabnicą? Kiedy wydawało się po meczu z Pietrzykowicami, że mają chrapkę na coś więcej, to po meczu z Jeleśnią należy uznać zespół spod Boraczej, jakby męczył się w drodze na szczyt. No, a oni na szczyt chcieliby wejść, tylko stwarzają wrażenie zespołu zmęczonego i zwolnionego. Tu trzeba zagrać szybko, zdecydowanie, jak przy bramce Huberta Pielichowskiego czy Filipa Gliszczyńskiego, którzy wykorzystali błędy w obronie przeciwnika, karcąc ich za brak dyscypliny. No, a jej zabrakło w konfrontacji z Jeleśnią, z którą cały czas musieli gonić wynik, bo w przeciwnym razie pożegnali by się z finałami. Czegoś brakuje? Na pewno czujności, szybszej gry i zdecydowanej pewności siebie. Jakby zbyt mało w nich sportowej agresji, aby w meczu na boisku być bardziej konkretnym a nie schowanym za podwójną gardą. Brawo dla Jeleśni, która Żabnicy się postawiła i nie poddała się mimo dotkliwej porażki z Pietrzykowicami.
W meczach na stadionie Czarni Jaworze, w grupie C można powiedzieć na dzień dobry Jawiszowice osiedle i Rzyki zagrały na piątkę, więc wszyscy zastanawiali się: co pokażą w konfrontacji, kiedy staną naprzeciwko siebie? Tego chyba nikt się nie spodziewał. Jawiszowice stłamsiły, zniszczyły wręcz upokorzyły Rzyki, które właściwie miały niewiele do powiedzenia w tym meczu. Do zwycięstwa poprowadził zespół z osiedla Błażej Dętkość, który zagrał kapitalny turniej. Ten zawodnik był tego dnia niesamowity, wręcz zaprezentował koncertową formę. Można powiedzieć, że zespół z Jawiszowice oczarował wszystkich tego dnia. Większość uważa, że to właśnie lektorzy z parafii MB Bolesnej są głównym faworytem do końcowego sukcesu. Czy słusznie? Komplet zwycięstw, 21 bramek zdobytych i tylko dwie stracone. Liczby imponują, a szczególnie rozmiar zwycięstwa nad Rzykami. Tylko tu należało by uciszyć nieco krytycyzm pod adresem mistrzów halowych, ponieważ zespół był bardzo osłabiony. Brak kilku zawodników, którzy nie przyjechali na eliminacje z powodów meczów ligowych. Szkoda, że terminarz nie pozwalał im uczestniczyć w rozgrywkach Bosko Cup. Chociaż z drugiej strony, jeśli o terminie turnieju eliminacyjnego wiesz z blisko 5 tygodniowym wyprzedzeniem, to zawsze można dogadać się w klubie, by tak ułożony został tam harmonogram rozgrywek, aby móc rozgrywki klubowe z parafialnymi pogodzić. Wiem to z doświadczenia, że mecze ligowe można jakoś przesuwać i dogrywać tak, aby pogodzić pewne kwestie. Jak to mówi powiedzenie: dla chcącego nic trudnego. Zatem Jawiszowice osiedle w grupie C, zaś w grupie D Jawiszowice z parafii św. Marcina, zdominowały rozgrywki tego dnia. Zaś loty nieco obniżyły zespoły, które na hali grały w wielkim finale. Rzyki jak i Grojec osłabione były tego dnia bardzo. Dodatkowo Grojec naznaczony był w tym dniu dramatyczną, wręcz makabryczną kontuzją bramkarza. Kiedy wirtuozerią oczarowywali wszystkich na stadionie zawodnicy z Jawiszowic osiedla, kontuzja Kacpra, kładła nieco cienia na całym eliminacyjnym Turnieju. Pech i nieszczęście, bo nie było jakiegoś zagrania niesportowego. No i tak to jest z tym sportem, że nieraz nieszczęście też się pojawia. Jak choćby na trybunach babcia jednego z zawodników dostała piłką w twarz i okulary złamane i potrzeba wizyty na pogotowiu. Również tata, jednego z ministrantów uderzył głową o drzwi bagażnika w samochodzie, rozbijając głowę. To się nazywa mieć pecha, tam, gdzie ma być piękno. Piękno futbolu. To piękno było, bo o kolejne dwa wolne miejsca rywalizowały pozostałe zespoły. W grupie C, wydawało się, że ono jest dla bielskich Złotych Łanów. No, ale na własne życzenie oddali je Grojcowi, któremu udało się odrobić straty i zremisować mecz bezpośredni. Właśnie ten remis dla podopiecznych pana Macieja Molendy okazał się zwycięski, dla podopiecznych pana Łukasza Radonia przegraną. Bo finalnie dodatkowo mecz z Kętami, Grojec wysoko wygrał, zaś bielska drużyna strzeliła tylko dwie bramki, o cztery za mało. Zaś zbyt dużo stracili goli z Jawiszowicami. Suma summarum, różnica bramek była niekorzystna dla bielszczan i tak Grojec jak i Rzyki, przez swoje osłabienia musiały zadowolić się drugimi miejscami, będące gwarancją awansu na finały, który zasadniczo dla pozostałych ekip był tego dnia poza zasięgiem.
Po meczach w kategorii Lektor Młodszy stwierdzenie nasuwa się jedno: awansowali faworyci. Drużyny, które od wielu lat sukcesywnie grają na boiskach Bosko Cup. Sensacji nie było, bo ci, którzy rywalizują od lat, którzy budują i sukcesywnie z dyscypliną przebudowują zespoły z sezonu na sezon, meldują się w finałach. Więc to pokazuje jaką trzeba wkładać pracę przez cały rok, by scalać zespół, trenować i ogrywać się po to, aby opracowane mieć pewne schematy, zagrania, które są odpowiednie dla właściwości swojego zespołu.