Eliminacje halowe II runda Lektor Młodszy – XVIII sezon – artykuł – „Presja dotknęła wszystkich”

Na II rundzie eliminacji w kategorii Lektor Młodszy w minioną sobotę jak mówił w krótkim wywiadzie Krystian Hanzel, pytany czy pokaże la zabawę, odpowiedział: „Będzie dobra zabawa” i taka była. Może dla samej Istebnej ona nie skończyła się dobrze, ale kibice tego dnia mogli się dosłownie dobrze bawić, bo poziom był naprawdę wielki. Takie też roztańczone i rozśpiewane trybuny były. Na początku w zawodnikach był lekki stres, bo wyniki remisowe; ale po dwóch spotkaniach 0:0 w końcu zaczęły padać gole. Istebna najpierw bezbramkowo remisuje z Pietrzykowicami i chyba wynik sprawiedliwy, bo w pierwszej połowie to Pietrzykowice były stroną dominującą, by w drugiej oddać batutę Krystianowi Hanzlowi. Jednak koniec końców, mamy bezbramkowy remis. Podobnej klasy meczem należy uznać rywalizację w grupie B Koszarawy z Zebrzydowicami. Zebrzydowice zagrały dość ciekawy futbol, ku zaskoczeniu wielu, zespołowo, i do tego bardzo dobrze. Tylko tam zabrakło skuteczności; to ich największa bolączka. Z tym problemu nie miał Szczyrk, który zaskoczył in plus. Oni po prostu zagrali fantastyczny turniej! Mimo iż zajęli czwarte miejsce, mogą być tamtejsi zawodnicy zadowoleni z tego co pokazali. Prowadzili z Grojcem 1:0, by pozwolić sobie wyrwać prowadzenie, jednak swoją determinacją doprowadzili do remisu, co należy uznać za wielką niespodziankę, zestawiając oba zespoły pod względem jakości. To jest ten powód, za który kibice kochają piłkę nożną, która niejednokrotnie pozwala nam przeżywać chwile zaskoczenia, nieprzewidywalności; gdzie mali urywają punkty tym wielkim. Istebna też chciała urwać punkty Grojcowi, jednak fizycznie podopieczni pana Macieja Molendy mieli zdecydowaną przewagę, co przełożyło się na końcowy wynik 6:0. Ten mecz zabrał zawodnikom z parafii Dobrego Pasterza wszelką nadzieję, chociaż ona tliła się do samego końca. Szczególnie, że Szczyrk remisował z Pietrzykowicami praktycznie do ostatniej minuty. To spotkanie w ogóle okazało się być tak dziwnym, że nawet trudno wytłumaczalne jeśli chodzi o przebieg wydarzeń. Igor Adamczewski mimo poważnej kontuzji powiedział, że zagra w tym meczu i choćby nie wiem co, on nie zejdzie z boiska. Upartość Igora się opłaciła. Dokładnie w pierwszej akcji spotkania piłka trafiła właśnie do niego, a ten strzałem bez zastanowienia się zdobywając bramkę. Po kilku minutach zszedł jednak, gdyż ból był nie do wytrzymania. Zaś kiedy w ostatnich sekundach przy stanie 1:1 Pietrzykowice wywalczyły rzut karny, Igor zaznaczył: „Ja strzelę”. Fatycznie, to on, kapitan, mimo kontuzji, ale kapitan ustawił piłkę i strzela gola na wagę trzech punktów, jednak jeszcze ważniejsze, że na wagę awansu! Jak wytłumaczyć, że rewelacyjny Szczyrk oraz kontuzjowany zawodnik przez zdobycie swoich dwóch bramek; może nie że słabą, ale pozbawioną tego pazura zadziorności co w eliminacjach cieszyńskich Istebną pogrążają. Ona niby miała jeszcze wszystko w swoich „rękach”, a bardziej chyba nogach. No i faktycznie wygrywa wysoko 4:1 ze Szczyrkiem, to jednak trzeba było czekać, co na sam koniec zrobi Grojec z Pietrzykowicami? Ci zagrali na niekorzyść Istebnej. Najpierw pozwolili sobie wbić bramkę zawodnikom z parafii NSPJ, zaś dopiero w drugiej połowie odrobili straty i skromnie, bardzo skromnie wygrywają 2:1; jakby od niechcenia. Grojec za dużo bramek wbił Istebnej, a za mało Pietrzykowicom. Istebna za dużo pozwoliła sobie nastrzelać bramek Grojcowi, a szczególnie dwie tak klarowne sytuacje nie wykorzystała w konfrontacji z Pietrzykowicami i ten remis okazał się dla jednych porażką, a dla drugich szansą na dobre i skuteczne przepychanie awansu. W tym sezonie podopieczni ks. Jarosława Fijołka słyną, z przepychania wyników i awansów. Przepchnęli się najpierw do II rundy, teraz do finałów. Czy uda się jeszcze przepchnąć do TOP4, by na koniec powalczyć o końcowy sukces? Myślę, że już tak dobrze nie będzie, jednak trener Mateusz Bogdał dodaje: „Mecze po prostu tak nam się ułożyły na eliminacjach w Węgierskiej Górce, że zostawało nam drugie miejsce bądź czwarte. Stwierdziliśmy, że wolimy to czwarte i jakimś cudem uda nam się prześlizgnąć do tej II rundy eliminacji. Czy było w tym dużo szczęścia? Na pewno było, bo wystarczyło, że druga grupa zagra lepiej i byśmy nie awansowali. Czy na końcu będzie wielkie szczęście? Zobaczymy, może dzisiaj też na szczęściu się prześlizgniemy i dalej pójdzie.” Sam Mateusz niejako przewidział ten scenariusz którego byliśmy świadkami. Grojec awansował wypełniając swoją powinność. Wydawało się, że podobnie jak czerwona ekipa z parafii św. Wawrzyńca, również zieloni z Istebnej poradzą sobie. Jednak okazało się, że presja była za duża. Ona każdy zespół paraliżowała, gdyż marzyli wszyscy o awansie, o zagraniu na finałach i bezpośredniej już walce o mistrzowski tytuł. Jedni lepiej, inni gorzej poradzili sobie z faktem postawienia ich w gronie faworytów. Nawet Koszarawa musiała gonić wynik, by ostatecznie nadrabiać zaległości z Godziszką, która zapisała piękną kartę historii, gdzie w końcowym rozrachunku zajęła w grupie trzecie miejsce. Koszarawa zaś pokazała, że ma zespół mocny psychicznie. Goniąc wynik potrafili doprowadzić do zwycięstwa z Godziszką; podobnie było w meczu z Ciścem. Ktoś kiedyś powiedział: najgorszy wynik to wygrywać 2:0, bo czujesz już jakby komfort i powoli rozluźniasz szyki ustawienia. Cisiec prowadząc 2:0 z Koszarawą przegrywa 3:2, potwierdzając prawidłowość piłkarskiej maksymy. Olaf Kliś tego nie wybacza, kiedy przeciwnik pozwoli mu, by swobodnie oddał strzał. Ten zawodnik jest w kapitalnej dyspozycji. Dodatkowo Dominik Mitura był prawdziwym motorem napędowym akcji swojego zespołu. Właśnie ten duet, okazuje się być największą wartością zespołu, który prawdziwie zadebiutuje na finałach. To na nie zaprowadziła ich, jak mówił w wywiadzie kapitan zespołu Olaf Kliś – piłka koszarawska. Wyjaśnił co znaczy piłka Koszarawska: „Jeszcze sami nie wiemy, okaże się. Kilka podań wymienię z Dominikiem, klepka i bramka.” My już chyba wiemy, co to jest piłka koszarawska? To jest gra o mocnej psychice, gdzie łatwo się nie poddają, nawet jeśli jako pierwsi tracą bramkę. To piłka, gdzie potrafią zawodnicy mocno pracować, odrabiać straty i walczyć do końca; do ostatniego gwizdka sędziego. Póki mecz trwa walczymy o wygraną. Oni akurat z każdego meczu zeszli z poczuciem: myśmy zrobili wszystko co mogliśmy, dlatego wygrywamy grupę. To się nazywa determinacja. Zatem piłka koszarawska to determinacja, walka, nie poddawanie się łatwe, ale granie do końca. Ich naprawdę należy się bać, a grając przeciwko nim, nie ciesz się za szybko, że wygrywasz. Póki mecz trwa nigdy nie ciesz się zbyt bardzo, tylko bądź czujny, bo oni w ułamku sekundy mogą zadać cios, który przechyli szalę zwycięstwa na ich korzyść. Naprawdę piłkarsko mocny zespół, ale przede wszystkim mentalnie. Ciekawy debiutant na finałach. Tam po latach znów zagra Cisiec, będący pierwszą w historii drużyną, która zdobyła potrójną koronę (w 2011 roku – przyp. red.). Było nie jakoby wiadomą, że jakość piłkarska Ciśca i Koszarawy jest tak wielka, że to tylko formalność aby awansowali na finały. Chociaż tak Godziszka jak i Zebrzydowice mogą być z siebie dumni, bo zaprezentowali się z jak najlepszej strony i to jest progres patrząc z perspektywy historii. O progresie również marzyły zespoły z grup C i D. By wygrać mecz w grupie „śmierci” progres był obowiązkiem. Zaś jak popatrzymy na drugą część II rundy eliminacji, jedni z progresem inni z regresem, ale de facto mieliśmy naprawdę fantastyczny poziom. Ozdobą całego dnia było starcie Cięcina – Jawiszowice osiedle. Ten mecz był piękną reklamą tego sezonu, bo obie ekipy zagrały rewelacyjny futbol. Jeden błąd Cięciny i mamy bramkę, niczym złoty gol. Błąd był jakby konsekwencją spięcia, tremy czy trudności poradzenia sobie z presją ekipy z Cięciny. Jak stwierdził Patryk Kumorek – największa gwiazda zespołu „Mamy dobry skład i celujemy w wygranie wszystkiego.” Słowa to jedno, tylko jeszcze trzeba to udowodnić. Trudno jest to pokazać, gdzie najpierw Cięcina musiała uznać wyższość tego dnia rewelacyjnym Jawiszowicom. Następnie niespodziewanie, ale zasłużenie, po już tej swojej nominalnej grze, wysoko pokonuje Rybarzowice; by na koniec bez Patryka pauzującego za kartki wygrać z Żabnicą 2:0. Patryk Kumerek chciał jak sam przekonywał przed rozpoczęciem zagrać jeszcze lepiej niż w Węgierskiej Górce. Tam był koncert, tu miało być prawdziwe show z fajerwerkami. No wyszło powiedzmy dobrze. Choć wiemy, że Kumorek w tym sezonie potrafi zachwycać. Cięcina jako całość nie zagrała tego co potrafi, gdzieś zawiodła głowa – chyba mentalnie troszkę się spalili. Awans jest, ale myśmy czekali na wirtuozerię. Oni miejscami grali coś swojego, co pokazywali na starcie sezonu. Jednak w eliminacjach Żywieckich była non stop ta intensywność. Na hali w Jaworzu było takie powolne rozkręcanie się. Chyba nie spodziewali się takiej determinacji ze strony Jawiszowic, które wiedziały, że jeżeli od początku nie będą grać na intensywności, to będzie kiepsko z awansem. Cięcina lekki regres, za to Jawiszowice, pełny progres, który w poszczególnych zawodnikach był widoczny. Zszokował pozytywnie Jakub Giza, który chciał udowodnić, że brak jego nazwiska w notesie trenera było błędem. Po sobocie, nazwisko Giza z pewnością grubą linią zostało wpisane, bo co Jakub dał zespołowi, to jest wartość nieoceniona. Jeśli chcesz by zespół awansował, to pierwszy sygnał musi iść ze strony kapitana, walka, determinacja, wybieganie, praca na boisku i nieodpuszczanie. To wszystko Giza pokazał, a pozostali równali do lidera, czego efekt był w postaci pokonania Cięciny i Żabnicy. Szkoda tylko remisu z Rybarzowicami, które urwały punkty. Niemniej jednak wyciągnęli lektorzy ks. Michała Styły wnioski z eliminacji kęckich, że gramy nie tylko kombinacyjnie, ale skutecznie. Bo liczy się ile w sieci i oby o jedną więcej niż rywale. Oni naprawdę zostawili po sobie niesamowite wrażenie. Tego zabrakło Rybarzowicom, którzy może i chcieli; tylko na chceniu w tak silnej grupie nie można poprzestać. Remis z Żabnicą w ich przypadku powodem do radości być nie może. Remis z Jawiszowicami na pewno smakuje prawie jak zwycięstwo, bo tu akurat słowa pochwały się należą. Porażka z Cięciną, no cóż Cięcina jak przystało na wielkich – zrobiła swoje. Posprzątała swe biurko i uznała zadanie za skończone. Tam nie było co zbierać, bo lektorzy z parafii św. Katarzyny krótko mówiąc byli na Rybarzowice za mocni, by żółta ekipa mogła swym blaskiem zatopić ekipę ks. Bogusława Szwandy. Tak się rodzą wielcy, którzy potrafią nieraz przecierpieć momenty, ale koniec końców osiągają swoje. Awansu nie wywalczyła Żabnica, która z pokorą musi uznać wyższość Rybarzowic, Cięciny i Jawiszowic osiedla. Tu nie ma co emocjami się unosić i denerwować na wszystkich wokoło, co nic nie da. Bo sport uczy tego, że życie raz daje awans i radość sukcesu, jak bycie na II rundzie eliminacji. Innym razem porażki, remis, co nie wystarcza by były finały. Jednak zabawa, spotkanie z innymi, to wszystko zawsze powinno powodować radość; więc nie trzeba frustracji. La zabawa to była w wykonaniu Jaworza, któremu też nie obca okazała się presja, z którą jednak bardzo szybko sobie poradzili. Tylko pierwsza połowa meczu z Rudzicą była dla nich bardzo trudna. Jakby po przerwie ciśnienie zeszło i zaczęła się zabawa; i to jaka? Jak mówił Maksymilian Szoblik „Jesteśmy w dobrej formie. Wszyscy zdrowi. Idziemy po mistrza, nie ma co. Musimy wszystko wygrać…. Nie patrzymy się do tyłu, idziemy po mistrza…..Gramy dziś swoje i na finałach również chcemy zagrać swoje!” Póki co słowa potwierdzone na boisku. Od drugiej połowy z Rudzicą głowa puściła i pojawił się luz. Jak Jaworze złapie luz jest nie do zatrzymanie. Rudzica otrzymuje lekcję futbolu i 6:0. Rzyki walczyły, ale tu nie ma się czego przyczepić w Jaworzu, tam jest futbol totalny, zmienność natężenia intensywności. Spokój w obronie, aż tu nagle przyspieszenie niczym pociąg pendolino i Szoblik ze Skrzydelskim dają wynik 3:1. Rzyki bezradne. Konfrontacja z Wieprzem to potwierdzenie niczym z hiszpańskich boisk, że jaworzanie są prawdziwym „El pichichi” – och co to był za koncert, miazga i „pogromo” sięgając nomenklatury La Liga. Bo jak inaczej odnieść się do zespołu, który na II rundzie wygrywa aż 8:1. To kompletna drużyna, z fantastycznym bramkarzem, niesamowicie silną, szczelną i pewną defensywą, szybkim przechodzeniem z defensywy do ofensywy, a duet napastników wręcz pastwi się tam, gdzie tylko wyczuwa moment na nieco przestrzeni, która daje możliwość gry kombinacyjnej. My taki zespół kochamy, który potrafi dać nam futbol na niebotycznym poziomie. Do tego dochodzi gorące wsparcie fanatycznych kibiców niczym fanáticos na Metropolitano. To się nazywa całość jaką przyszło nam zobaczyć na jaworzańskiej hali, która stała się areną rodzącą wielkich tego sezonu. Na koniec mogło dojść do mega sensacji, gdyż Rudzica postawiła mocne warunki Rzykom, z którymi długo remisowała. Jednak pod koniec meczu sprawy w swoje ręce wziął Franciszek Beer i zakończyli spotkanie wynikiem 3:1 dla obrońców tytułu. Co ważne; w sobotni dzień Franek w końcu zagrał jak Franek. Lepiej niż w superpucharze w poprzednim sezonie, lepiej niż w Czańcu; tyle że tam akurat był po kontuzji. Buda i Beer jednym słowem są na boisku jak prawdziwi kilerzy. Jednak to co pokazali kolejny raz jaworzańscy lektorzy, stawia ich jako głównych faworytów do wygrania mistrzostwa. Ten fanaticos nie jest tylko na trybunach, on jest widoczny na płycie boiska. To rozpływanie się nad ich grą nie jest na wyrost. To jest poezja w czystym wydaniu. Póki co po eliminacjach w okręgach i II rundzie mamy trzech gigantów: Jaworze, Jawiszowice osiedle i Cięcinę. Trzech bardzo dobrych, którzy mogą namieszać: Grojec, Cisiec, Koszarawę. No i dwóch dobrych Rzyki i Pietrzykowice. Takie zespoły zagrają w XVIII halowych finałach, które już teraz mogę stwierdzić będą tak silne, energiczne i na takim poziomie, że każdy mecz będzie – skoro nawiązaliśmy do Primera Division – niczym Gran Derbi i o to nam właśnie chodzi.
