Wywiad z Opiekunem Roku 2025 – ks. Bogusławem Szwandą

Gratulacje księże za otrzymanie tytułu Opiekun Roku 2025!
Dziękuję bardzo! To dla mnie ogromne wyróżnienie i radość. Ale od razu muszę powiedzieć – to nie jest tylko mój tytuł. To nagroda całej drużyny, bo bez ich zaangażowania, pracy i wiary w to, co robimy, nie byłoby ani sukcesów, ani atmosfery, którą mamy.
Sezon jako Lektor Młodszy zaczęliście dobrze, ale derby z Żabnicą was przerosły…
Tak, to był taki zimny prysznic na początku. Wiadomo, derby rządzą się swoimi prawami. Chłopcy byli trochę stremowani, może za bardzo chcieli. Żabnica wtedy była lepsza i trzeba to uznać. Ale też myślę, że to spotkanie nas czegoś nauczyło – pokory i tego, że każdy mecz trzeba „wybiegać”.
Jako ministranci dominowaliście w eliminacjach żywieckich. A lektorzy – choroby bardziej niż rywale was zatrzymali…
Oj tak! Kiedy na drugą rundę jechaliśmy w mocno okrojonym składzie, to była walka nie tylko z przeciwnikami, ale i z własnymi brakami kadrowymi. Nikt się nie spodziewał, że takie rzeczy pokrzyżują nam plany. A jednak – mimo wszystko pokazaliśmy charakter, bo i Rzyki nie miały z nami łatwo, i z Rybarzowicami był fajny remisowy mecz.
Halowa edycja nie była łatwa. Chyba najlepiej byłoby ją po prostu zapomnieć?
(śmiech) Dokładnie. Może nie całkowicie zapomnieć – bo z każdej porażki można wyciągnąć lekcję – ale rzeczywiście, wyniki nie były takie, jakich oczekiwaliśmy. To była trudna zima, dużo przetasowań, choroby, brak zmienników.
Za to letnia edycja – zupełnie inna historia. Jak udało się tak wzmocnić zespół Lektora Młodszego?
Przede wszystkim chłopcy dojrzeli sportowo. Przyszło też kilku nowych zawodników, udało się ich namówić i oni dali dodatkową drużynie jakość. A do tego – lepsze przygotowanie. Fantastyczną robotę wykonują w klubach ich trenerzy. Widać było, że już na eliminacjach wyglądaliśmy zupełnie inaczej niż zimą.
Awans był, ale zabrakło kompletu punktów – Istebna znów okazała się trudnym rywalem…
Istebna to zawsze twardy przeciwnik. Mają dobry skład i potrafią grać. My też nie zagraliśmy wtedy na sto procent swoich możliwości. Ale awans był, więc zadanie wykonane.
Jak udało się przebudować skład tak skutecznie?
To była mieszanka cierpliwości, i rozmów z chłopakami. Część zawodników zrobiła ogromny postęp indywidualny – i to widać było latem. Zespół się „skleił” mentalnie, zaczęli ufać sobie nawzajem, a to w piłce ministranckiej często najważniejsze.
Finały letnie – dwa zwycięstwa, porażka z Grojcem. Za mocny rywal?
Grojec to bardzo dobrze poukładany zespół, grający mądrze i skutecznie. My mieliśmy trochę przestój, może zbyt dużo emocji po wcześniejszym wygranym meczu. Oni zdobyli bramkę, a my nie potrafiliśmy pokonać ich obrony. Ale porażka też nas zmobilizowała na niedzielę.
Niedziela to show – dwa mecze z Jawiszowicami i wielki finał. Dla księdza to było szczególne starcie…
Tak, nie ukrywam – emocje były ogromne. To parafia, z którą jestem bardzo związany. Ale na boisku sentymenty trzeba odłożyć na bok. Chłopcy zagrali kapitalnie, zostawili serce na boisku.
Czy zwycięstwo nad Jawiszowicami smakowało szczególnie?
Zawsze miło wygrać z dobrym zespołem, zwłaszcza takim, który się zna i szanuje. Ale bardziej niż „nad kim” cieszy mnie „jak” to zrobiliśmy – mądrze, konsekwentnie, z charakterem.
Który element gry był waszym największym atutem?
Zdecydowanie organizacja gry i zespołowość. Nie byliśmy drużyną jednego zawodnika. Każdy miał swoją rolę, każdy wiedział, co robić. Obrona grała bardzo stabilnie, a z przodu wykorzystywaliśmy swoje atuty. Oni zaczęli się denerwować kiedy my strzeliliśmy bramkę. Udało się “dowieźć” prowadzenie do ostatniego gwizdka.
Najtrudniejszy mecz w drodze po sukces?
Myślę, że finał. Nie tylko dlatego, że Jawiszowice były mocne, ale też przez presję i emocje. Ale właśnie w takich momentach rodzi się drużyna.
Macie kilku „Panów Piłkarzy” w składzie – Kumorek, Pytlarz, Wolny, Ozimiński i reszta ekipy…
Tak, to jest naprawdę złote pokolenie. Każdy z nich wnosi coś wyjątkowego. Patryk Kumorek to prawdziwy lider, Dawid – filar obrony, Antek robi zamieszanie z przodu, a Ozimiński to skała w bramce ( choć nie mógł zagrać w finałach niedzielnych). Do tego reszta chłopaków świetnie uzupełnia ten trzon. Dla trenera – marzenie.
Mecz o Superpuchar – mądra gra, dobra taktyka. Dużo ksiądz musi podpowiadać, czy to dobrze naoliwiona maszyna?
(śmiech) Staram się być takim trenerem, który podpowiada, ale nie przeszkadza. Oczywiście – w czasie meczu są momenty, kiedy trzeba coś skorygować, zmotywować. Ale ci chłopcy coraz częściej sami czują grę. To bardzo cieszy.
Co w nowym sezonie?
Przede wszystkim – pokora i praca. Nie możemy spocząć na laurach. Chcemy grać jeszcze lepiej, rozwijać się. A jeśli przy tym będą sukcesy – tym lepiej. Ale najważniejsze, żeby ta drużyna dalej była wspólnotą – na boisku i poza nim.
Dziękuję za miłą rozmowę i jeszcze raz gratuluję tytułu indywidualnego.
Dziękuję bardzo.